Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 marca 2016

Męski świat motoryzacji





Od jakiegoś czasu żyję w świecie kółek - czterech, dwóch, sześciu... zależy. Budzi mnie mocne rąbnięcie twardym przedmiotem, któremu akurat tej nocy dane było spać z Milanem ( i ze mną, rzecz jasna , tak , tak - śpię z dzieckiem ). Może to być betoniara, laweta, tir lub inny pojazd będący w zbiorze zabawek. Następnie rozpoczyna się dzień pełen zabaw i inscenizowanych scenek z autem w roli głównej. W międzyczasie spacer z rowerem, wywrotką do piaskownicy i kilkoma mniejszymi, bo nigdy nie wiadomo, czy akurat się nie przydadzą. Często zdarzają się też wszelkie awarie  i trzeba naprawiać samochody. Stąd wielki arsenał śrubątków ( to nie pomyłka w druku ) i kluczy i śrubek.
Nie może dlatego zabraknąć literatury fachowej...


"Radiowóz" K. Campbell - wierszowana historyjka o marzeniu chłopca, by zostać policjantem.  Twarde kartki, dużo aut.






Chłopcy marzą także o byciu strażakiem...  Dla twardokartkowców - "Straż" z serii Mały Garaż -Grupa Wydawnicza Foksal oraz dla miękkich - "Dzielny wóz strażacki" Anny Wiśniewskiej.






Na koniec mała encyklopedia aut  i innych pojazdów wydawnictwa Grafag - książeczka jaką w swojej ofercie ma chyba każde wydawnictwo dziecięce - do wielokrotnego oglądania i nazywania. Tej pozycji akurat już raczej nie znajdziecie w sprzedaży, pochodzi sprzed kilku lat i auta z kategorii "nowoczesne" budzą uśmiech, ale jest mnóstwo podobnych. A chłopcy je lubią.


 Mój Mężczyzna na targach motoryzacyjnych...



niedziela, 20 marca 2016

Klasyka, klasyka...

Biega, krzyczy pan Hilary:
"Gdzie są moje okulary?!"
Stoi i sapie, dyszy i dmucha...
Leciała mucha
Z Łodzi do Zgierza,
Po drodze patrzy:
Pan Pomidor wlazł na tyczkę...
Wolnoć Tomku w swoim domku.


Czytajmy Maluchom klasykę polskiej literatury. To wprost niesamowite, jak lekko wpadają do ucha rymy Fredry, Tuwima  i Brzechwy. I zostają na całe życie... Tak cudowne, tak uniwersalne, tak miłe dla odbiorcy. Nie wyobrażam sobie, by przedszkolak nie wiedział, gdzie znajdują się Wyspy Bergamuta, ani po co poszła Kaczka Dziwaczka do praczki...


Przy Milanie jakoś więcej mam wydań pojedynczych utworów, ale byłam wczoraj w Biedronce i widziałam pięknie wydane zbiorki Brzechwy i Tuwima w cenie do przełknięcia, chyba ok. 13 zł. Dobry  pomysł na zajączka.




sobota, 12 marca 2016

Mimi

„Mimi „



Był sobie raz mały Stworek. Wysłano go na planetę Ziemia, by ją zbadał i dowiedział się
o niej jak najwięcej. Wylądował w mieszkaniu na czwartym piętrze, gdzie mieszkał dwuipółletni Mimi. Chłopiec. Nikt poza chłopczykiem nie wie o istnieniu ludzika. Zaopiekował się on Stworkiem, wprowadził go w świat ziemian. Dzięki temu przybysz z kosmosu mógł przesyłać informacje o życiu na ziemi do innych ufoludków na swojej planecie i odpowiedzieć na wiele intrygujących je pytań.

Pytanie 1 Kto to jest mama?

Mimi mówi,że mama go urodziła i ma długi nos. Ma też ręce, bo przecież musi nosić swoje dziecko na rękach- mimo iż ma ono już ponad dwa lata. Mimi nie lubi, gdy mama ma rozpuszczone włosy – wtedy krzyczy i każe mamie związać je w kok. Kok to taka kulka na głowie. Mama woli rozpuszczone,bo mówi,że wtedy czuje się bardziej kobieco. Czyli ma pomalowane szminką usta
i pachnie perfumami. Mimi pokazał Stworkowi perfumy mamy, które są schowane głęboko
w szufladzie,bo kosztują dużo pieniążków. To takie skarby mamy. Podobnie jak pierścionki
i kolczyki. No i Mimi, rzecz jasna. Mama kocha Mimiego,a Mimi mamę.

Pytanie 2 Co to znaczy kochać?

Mimi mówi,że mama i tata mówią mu milion razy dziennie,że go kochają. Oznacza to,że okrywają mu nóżki, gdy się rozkopie w nocy. I że zakrywają gniazdka elektryczne takimi specjalnymi osłonkami,żeby Mimiego nie kopnął jakiś zwierz. Chyba prąd się nazywa. Najśmieszniejsze jest to,że go nie widać; taki niewidzialny zwierzak. Kochać znaczy też to,że jak się nie ma ochoty zjeść na kolację kanapki z twarożkiem z rzodkiewką ani chrupek cynamonowych z mlekiem, to mama usmaży omlet. I posmaruje go dżemem. I że się czyta przez godzinę bajki na dobranoc, mimo
że poprzednią godzinę też się czytało. I że się w ogóle kupuje te książeczki. Bo co by człowiek miał czytać? Poza tym, rodzice właściwie kupują je także sobie – bo ileż można czytać w kółko to samo?

Pytanie 3 Po co są pieniądze?

Tego, niestety nie wiedzą także niektórzy dorośli (dorośli to ci co mają wąsy, są wielcy jak lampy na ulicy i też mama i tata to dorośli). Pieniądze to metalowe kółeczka lub szeleszczące papierki. Trzeba znać już liczby ,żeby je mieć i wydawać. Zarabia się je w pracy i można mieć ich dużo lub mało. Najgorzej,jak nie ma się wcale. Chociaż mama mówi,że za dużo też niedobrze.

Jak się już je ma, idzie się do sklepu i wymienia na masło, karmelki lub czajnik. Mimi mówi,że prościej byłoby pójść do sklepu i wziąć to masło po prostu,ale to niestety tak nie działa i jest inne słowo, co nazywa to coś. Mimi mówi,że to wymienianie to kupowanie i on robi to często w sklepie – najchętniej ładuje do koszyka duuużo marchewki, bo leży w skrzyni najbliżej wejścia. Dzięki temu mamy w domu pełno marchewek. I dobrze, bo są ładne i pomarańczowe. Mama czasem mówi,że zamiast tylu kupowanych głupot, miałaby już jakąś bluzkę. Mimi nie wie, w czym problem,że mama nie ma tej bluzki. Jak będzie dorosły, to kupi mamie jakąś bluzkę. Może przestanie już o niej opowiadać.



Pytanie 4 Co to znaczy ostatni raz?

Stworek zrozumiał,że pojęcie ostatniego razu jest czymś częstym w dziecinnym świecie. Używają go zarówno rodzice, jak i dzieci w sytuacjach fajowych (dla dzieci),a męczących (dla rodziców).
I tak, jest sto tysięcy ostatnich razy zjeżdżania na zjeżdżalni na placu zabaw, osiemdziesiąt ostatnich razy oglądania i słuchania ulubionej piosenki na komputerze, sześćset tysięcy razy wciskania przycisku włączającego zielone światło na skrzyżowaniu. Nie wiadomo czemu, ale zawsze jest tak,że dorosły mówi,że coś ma być ostatni raz, choć i tak wie,że nie będzie ten raz ostatnim.
A dziecko przytakuje,że będzie; a i tak nie jest. Stworek nie pojmuje tego zjawiska.

Pytanie 5 Po co jest jedzonko?

Stworek bardzo się dziwi,że jest na świecie coś, co się wkłada do buzi i to się je. Mimi mówi,
że jak był mały, to wszystko wkładał do buzi i sprawdzał czy można to coś zjeść. Teraz wie,że nie wszystko. A to , co można jest jedzonkiem. Jedzonko to mięsko, zupa ogórkowa, grzanka z miodem lub ziemniaczek. Mięsko trafia do kości,żeby były mocne, a zupa chyba płynie do nóżek,żeby urosły dłuuuugie. Ale najdziwniejsze jest to,że nie wszystko zostaje w ciałku. To, co nie zostaje wychodzi jako kupa. Ani Mimi ani Stworek nie wiedzą, po co jeść coś, co i tak wyjdzie. Ale mama kiedyś tłumaczyła,że zostaje tylko to, co najlepsze, czyli chyba ten miodek z grzanki, a reszta zamienia się w kupę.

Pytanie 6 Po co się czyta książki ?

Mama Mimiego co wieczór po kąpieli siada obok synka na łóżeczku i czyta mu na dobranoc. To są różne książki o różnych bohaterach – o rycerzu, o księżniczce, o żabie lub o drzewie, które umie mówić. Mimi czasem ma ochotę posłuchać bardziej o misiu, a czasem chętniej wysłucha bajki
o trzech świnkach. Sam nie wie, od czego to zależy , ale tak jest i już. Gdy mama czyta , on widzi te wszystkie rzeczy i lasy i domki z bajek, tak jakby tam był. Choć wcale go tam nie ma. A jednak wie, co czuje Czerwony Kapturek, gdy widzi wilka w łóżku babci i doskonale rozumie jak pyszny domek z piernika ma Baba Jaga. Stworek też polubił wieczorne czytanie.

Pytanie 6 Po co są włosy?

Stworek zauważył ,że na czubku takiej okrągłej kulki na szyji człowieka jest coś kosmatego. Mimi mu wyjaśnił,że to włosy. I są po to,żeby ładnie wyglądać i chyba po to, żeby było ciepło... Ma je mama, siostra, tata,sąsiad Mirek z parteru... Ale niektórzy ich nie mają... Np. pan parkingowy na osiedlu,a także dzidzia w wózeczku, która mieszka pod numerem ósmym. Okazało się, że włosy mogą być różne – kręcone, długie, krótkie, proste, rude, siwe, czarne lub brązowe. Z włosów można zrobić warkocz, kitkę lub ostrzyc w jakiś kształt. Żeby mieć ładne włosy, ludzie chodzą do fryzjera. Mimi też był. Ale uciekł z fotela, więc nie widział, co tak dokładnie ten fryzjer robi...

Pytanie 7 Co to jest dom?

Stworek często słyszy to słowo. Dom. Domek. Buduje się domek dla lalek. Wraca się ze spaceru do domu. Czyli to jest tu, gdzie śpi i się bawi razem ze swym przyjacielem. Mimi mówi,ze dom się sprząta, by brudem nie zarosnąć, bo tak mówi mama. Stworek próbował wyobrazić sobie, jak ten brud rośnie... Mimi wyjaśnia,że dom to znaczy,że jest stół i tam się robi kanapki. Lub czuć zapach czekoladowego ciasta. A czasem zapach kapusty, ble. To tu wraca tatuś z pracy. I gra radio. Jak Mimi wraca do domu, to jest mu dobrze, bo wie, że jest z nim jego śmieciarka. Czyli że jest u ,siebie!

Pytanie 8 Po co są zabronione rzeczy?

Są na świecie rzeczy , których dzieciom ruszać nie wolno. Może to być nóż. Lub szklana butelka. Albo jakiś płyn do czyszczenia. Stworek i Mimi bardzo żałują,ze nie mogą ich dotykać. Bo niby dlaczego? Jakoś kredkami mogą rysować, a też trzymają je w rączkach... Mimi mówi,ze to chyba dlatego, żeby dorośli mieli zabawki, czyli te rzeczy wyłącznie dla siebie. Bo im smutno,że taki na przykłada całkiem malutki bobas ma swoje i tylko swoje gryzaki. Lub śliniaki.


Pytanie 9 Dlaczego nie można rysować po ścianach?

U Mimiego był remont. Ma teraz piękny pokój w kolorze miętowym. Farbę wybrała mama, mówiąc,że wnosi odrobinę spokoju i relaksuje. Cokolwiek to znaczy... Mimi od razu wziął się do roboty. Wymalował kredkami ściany, oczywiście nie całe- przecież nie wszędzie sięgnie. Mierzy dopiero 92 cm. Jak urośnie, pomaluje całość. Gdy każdy kolor kredki miał już swój udział w procesie tworzenia, Mimi przeszedł na farby. Ale nie akwarele, nie nie, to dobre dla maluchów. Plakatówkami. Są mocne, lepiej kryją. Na tej miętowej farbie, wychodzą naprawdę przepiękne kolory, jakie wyraziste! Mimi jest dumny. Stworek też – z Mimiego. Mama i tata mniej. A przecież gdy jest się w sali zabaw dla dzieci, takiej z kulkami, tam są ściany i je się maluje. Nawet mama zachęca zawsze. A teraz co? Tata pojechał po nowe wiaderko farby. Trudno, pomaluje się raz jeszcze – pomyślał Mimi.




Bumba - bajka pro - eko


„Bumba”


Butelka Bumba leżała całą noc i 4 godziny kolejnego dnia na trawniku przy placu zabaw na ulicy Pięknej. „No pięknie”, pomyślał Bumba, ( bo to był on, nie ona, mimo iż TA butelka ) na myśl o kolejnych godzinach wyczekiwania na to, by ktoś pomógł mu wreszcie dołączyć „ do swoich”, czyli do pojemnika na plastik.
Aż tu nagle, całkiem nieoczekiwanie wyrósł mu przed nosem, o ile butelka ma coś takiego jak nos, Pan Radosny. Pan Radosny był mieszkańcem bloku numer 18, mieszkał pod numerem 10 i wbrew temu jak się nazywał, był wiecznie niezadowolony. Mruknął właśnie coś o dzisiejszej młodzieży, podniósł Bumbę i wrzucił do najbliższego kosza na śmieci przymocowanego do lampy ulicznej. Bumbie niezbyt się to spodobało: wolałby leżeć i tulić się wciśnięty w ciepełko innych plastikowych przedmiotów...
A tak, leżał na ogryzku liczącym sobie, sadząc po zapachu co najmniej dwanaście godzin... Ech , życie...
Po jakimś czasie, los Bumby odmienił się , bowiem kosz, w którym leżał, znajdował się w zasięgu ręki, a w zasadzie małej rączki poznającej dopiero świat dwuletniej Marcysi. Ów Marcysia okazała się być dzieckiem szalenie ciekawym świata, a co za tym idzie, łapiącej każdą chwilę. Jak i każdy napotkany przedmiot. I tak, Bumba szedł
wraz z Marcysią i jej mamą przez trawnik, potem chodnikiem do ulicy Śliczniutkiej,
po to, by zostać porzuconym przed sklepem samoobsługowym Mniam. Leżąc tak pod Mniamem, nauczył się na pamięć z leżącej obok gazetki reklamowej całego asortymentu będącego obecnie na promocji w sklepie. Mimo iż nie był specjalnie zainteresowany zakupem trójpaku sardynek za 5, 99 ani szczotki do mycia pleców ( głównie z powodu braku pleców) za jedyne 4,88, zapoznał się z ofertą. Gdy dotarł do działu nabiałowego, ktoś go podniósł i … o, tak! Kierował się do pojemników na śmieci! Tym kimś była niejaka Alojza Niemotyl. Że nie motyl, Bumba stwierdził od razu. Bowiem osóbka ta ważyła z pewnością ponad sto kilo i miała baaaardzo mocny uścisk dłoni. Niestety, Bumba nie wiedział o jeszcze jednej cesze Pani Alojzy – otóż cierpiała ona na lekką nieostrość widzenia. Nie mogła więc dojrzeć , ze wrzuca właśnie Bumbę do butelek, owszem, lecz ze szkła!
Po twardym lądowaniu na opakowaniach po piwie, occie, a nawet na resztkach akwarium , Bumba ocenił swą sytuację na niezbyt ciekawą. Tęsknił za rodziną plastiku
i choć lubił poznawać nowe persony, wolałby już być u siebie.
Szklanym butelkom zrobiło się żal Bumby, chciały mu pomóc. Postanowiły zbudować z własnych „ ciał” wieżę tak,by nasz bohater znalazł się na jej szczycie i w końcu wypadł przez otwór w pojemniku. Tak też , po wielu nieudolnych próbach zrobiły. Wskakiwały jedna na drugą , wybijając niejako Bumbę na górę. I tak, znalazł się on z powrotem
na chodniku. Chwileczkę trwało, zanim ktoś się nim zainteresował. Tym kimś był Lelo, pies sąsiada z parteru. Lelo był kundelkiem i z pewnością miał coś wspólnego
z bassetem, bokserem, jaszczurką, a także , jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało –
z krzakiem jeżyny. Lelo postanowił zapoznać się bliżej z Bumbą; uniósł go do góry trzymając w pyszczku i zaniósł do pobliskiej kałuży. Tu poddał Bumbę operacji mycia,
a potem suszenia, wciąż trzymając między zębami i tarmosząc na wszystkie strony. Następnie, Lelo przekonał się, że Bumba nie nadaje się do spożycia, co najwyżej
do niezbyt skomplikowanej zabawy polegającej na odpychaniu go łapką . Zabawa znudziła się po piętnastu machnięciach i Lelo sobie poszedł. Po czym nadszedł stary Nudziarz. Był to wiekowy kot podwórkowy mieszkający pod chmurką i karmiony przez każdego, czyj tylko wzrok napotkał. A że jego wzrok był wielce wyćwiczony pod kątem wzbudzania w każdym litości, na brak pożywienia Nudziarz nie narzekał. Nudził się za to jak zwykle na podwórku i gdy tylko znalazł pękatą butelkę będącą Bumbą, lekko się ożywił. Przetestował Bumbę i zrozumiał, że : Bumba nie jest drapakiem, Bumba nie jest rybką, Bumba nie jest mleczkiem, Bumba nie jest zepsutym mleczkiem, ani zepsutą rybą. Pochwalił też fakt, iż Bumba nie okazał się być psem, ani Panią Helą z trzeciego piętra, bo ta jakoś nie potrafiła przekonać się do tego najlepszego ze wszystkich gatunków zwierząt - kotów. Po trzech godzinach badań, Nudziarz opuścił Bumbę pod pobliskim dębem, pozostawiając go w otoczeniu mrówek. Co by było mu raźniej. Mrówki jak to mrówki, pracy się nie brzydzą. Zaniosły Bumbę na pleckach w okolice skweru i sobie poszły. Wówczas do środka Bumby wszedł ślimak. Proces wchodzenia trwał około pół godziny i był średnio przyjemny dla Bumby, bowiem bardzo go łaskotał. A nie mógł się podrapać. Ślimak przespał w butelce całą noc i rano rozpoczął dalszą wędrówkę. Bumba pozazdrościł ślimakowi możliwości ruchu, chociażby tak wolnego...
Nazajutrz wiał silny wiatr, szczerze mówiąc spokojnie nazwać można było to zjawisko wichurą. Dla Bumby oznaczało to jedno – podróż. Rozpoczął ją nad ranem, około godziny szóstej, kiedy to pierwszy mocniejszy podmuch sprawił, iż Bumba przefrunął kilkanaście milimetrów nad ziemią. Potem było dużo szybciej i dalej. Bumba leciał przez chodniki, trawniki, klomby, parkingi, staw w parku, place zabaw. Aż dotarł
w okolice wsi Gapcie. Nie kapcie. Gapcie. W tej wsi stała stodoła; jedna z wielu zresztą. W tej stodole, jak to w stodole było całe mnóstwo siana. Bumba potoczył się pod drzwi stodoły, a gdy gospodarz je uchylił, butelka znalazła się w środku. Tu przespała noc,
a nad ranem została załadowana widłami na wóz zaprzęgnięty w konia koloru siwego
o imieniu Rudy. W ten sposób Bumba wrócił do miasta. Całą drogę zastanawiał się, po co komu w mieście siano, lecz nie znalazł odpowiedzi na to pytanie. Po prostu, na skrzyżowaniu, zleciał na dół i na zielonym świetle przetoczył się pod zakład fryzjerski
U Włochatej Lusi. Gdy Lusia otworzyła drzwi, te pchnęły Bumbę dalej aż do koła wózka Pana Zenona Byćmożego. Zenon Byćmoży był grubszym jegomościem
w trudnym do określenia wieku – mógł mieć zarówno lat czterdzieści parę , jak i mieć już praprawnuczęta. Do tego, chyba aby jeszcze bardziej zakamuflować wiek, był dość mocno zarośnięty. Ubranie jego zapewne lata świetności miało za sobą, jak również ostatnie pranie. Pan Zenon zajmował się szeroko pojętym zbieractwem. Wszystkiego. Wszystkiego, co można sprzedać , wymienić lub po prostu podnieść z ziemi. A bywało, że i nie, jak na przykład wtopione w asfalt pięciogroszówki w ilości czterech, znalezione przy moście nad rzeczką. Oczywiście, Pan Zenon podniósł i Bumbę. Nie zastanawiał się specjalnie nad jego przeznaczeniem. Postanowił pomyśleć o tym później. To później miało miejsce na ławce w parku, podczas spożywania kanapki z pomidorem i serkiem Bielutkiem z pobliskiego „spożywczaka”. W głowie szczęśliwego znalazcy kłębiła się cała chmara pomysłów na przyszłość naszej butelki. Pan Zenon wymyślił na przykład,
że Bumba zostanie świecznikiem. Pomysł ten jednak okazał się nietrafiony, ze względu na materiał z jakiego był wytworzony. Mógł się spalić. Powstał zatem plan, by zrobić
z Bumby poidełko dla ptaszków, które Pan Zenon dokarmiał na parapecie okna
w kamienicy, w której mieszkał pod numerem osiemnastym. Do tego jednak potrzebna była specjalna rurka doprowadzająca wodę, a takową Pan Zenon nie dysponował. Mimo bogatego bądź co bądź zbioru rzeczy znalezionych. Ostatecznie stanęło na tym, że Bumba miał posłużyć jako pojemniczek do przechowywania sztucznej szczęki nowego właściciela. Wymagało to jednak, obcięcia części górnej butelki i zabieg ten musiał być przeprowadzony na miejscu, w mieszkaniu. Głównie z powodu braku przy sobie nożyczek. Bumba był oczywiście zaniepokojony swym dalszym losem, przy czym słowo zaniepokojony należałoby pomnożyć razy osiemdziesiąt cztery by nadać mu właściwego koloru.
Szczęśliwie dla Bumby, niezbyt szczęśliwie dla Pana Byćmożego, Bumba wydostał się
z wózka, kiedy to jego właściciel wkładał do niego nową zdobycz w postaci klozetu. Pod jego naporem. Butelka wyskoczyła w górę , po czym upadła na porośniętą mchem małą polankę.
A nad ranem okazało się , że trawnik , na którym Bumba leżał, znajduje się w całkiem niedużej odległości od dworca kolei. Znajdował się też na trasie dworzec – dom Panny Jejusińskiej. Miała ona na imię Róża. Róża Jejusińska. I mieszkała w domu na ulicy Eklera dwanaście. W zasadzie, zajmowała jedynie parter tegoż domu. Na piętrze bowiem, miał swą pracownię bardzo znany w mieście architekt, Pan Poziomica Arkadiusz. Panna Róża, jak już wiadomo, była panną. A to dlatego, że po prostu nie miała czasu na życie uczuciowe, bo każdą inną jego dziedzinę przysłaniały zwierzęta. Były jej pasją. I tak, Panna Jejusińska posiadała: psa rasy jamnik szorstkowłosy
o imieniu Szczota, trzy koty - Miau, Miauu oraz Miauuu, rybki – sztuk sześć, bezimienne; żółwia Espresso, kanarka Kiepurę i królika Zgryza.
Tego dnia, Panna Róża, po zapewnieniu opieki swoim pupilom ( w tym celu wprowadziła się na czas nieobecności właścicielki, sąsiadka, Pani Słodziutka – nie było to jej prawdziwe nazwisko, lecz wszyscy, których znała, byli nazywani przez nią „Słodziutcy” - „No widzisz, Słodziutka/-ki, tak miało padać , a taka dziś piękna pogoda!” więc tak zostało), udała się na dworzec wraz ze Szczotą. Zamierzały odbyć podróż do Karmelkowa, gdzie mieszkała kuzynka Panny Róży. Była to pierwsza tak daleka droga, jaką miała przebyć suczka Panny Róży. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, z którego istnienia zdała sobie nagle sprawę właścicielka psa. Otóż, Szczota nie miała wody do picia! Ale cóż to leży..? Tam – na trawie..? Zaraz, zaraz...
W ten oto sposób, Bumba miał stać się pojemniczkiem na wodę dla jamnika o gryzącej sierści.
Podróż trwała już ponad pół godziny i perspektywa zostania oblizanym przez Szczotę napawała Bombę lekkim obrzydzeniem. Postanowił działać. Ale trudno mówić
o działaniu, gdy ma się pękatą budowę , a w dodatku zero kończyn. Nasz bohater jednak dał szansę wykazać się Szczocie – gdy ta przechodziła między nogami swojej pani - niechcący kopnęła lekko Bumbę, a ten potoczył się spokojnie i niezauważenie, najpierw z przedziału, potem na stacji Koperkowo wprost do wózka widłowego rozwoziciela poczty, dalej do siatki z zakupami Pana Tobiasza Mądrego – emerytowanego hydraulika. Ten, z kolei udał się po drodze do domu do firmy kurierskiej, by nadać paczkę
z przetworami owocowo – warzywnymi do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do Miami, gdzie mieszkał jego syn – Ludwik. I tak Bumba wyleciał lotem numer 456
o godzinie 5 nad ranem w towarzystwie marynowanych patisonów i pigw w cukrze.
Na Florydzie było mu zbyt gorąco i sobie tylko znanym sposobem, został odpalony rakietą z Nasa w kosmos. Latał w tym kosmosie około dwóch tygodni, po czym ekspedycja zakończyła się i Bumba wrócił na ziemię. Tu trafił do rodziny Państwa Smith, którzy byli tak pomysłowi i mili, że uczynili z Bumby wazonik na kwiatki
z ogródka przydomowego. Bumba służył za wazonik kilka dni, po czym córeczka Państwa Smith, Eleonora, postanowiła pobawić się nim w piaskownicy.
Lecąca miotłą nad domkiem czarownica Czesława ze wsi Grympałka, spędzająca wakacje u znajomej wiedźmy Klozety, zauważywszy Bumbę, złapała go w swe szpony
i przywiozła do kraju. Postanowiła, że nałoży Bumbę na kij, by odstraszał szpaki
na działce, którą z lubością uprawiała. Czarownica była jednak dość zaawansowana
w wieku, liczyła sobie wszakże już 4578 wiosen i jej uścisk nie był już tak mocny jak
w młodości. Wypuściła Bumbę z rąk.
Gdy Bumba spoczywał sobie pod rozłożystym klonem podszedł do niego Mimi. Tak naprawdę, chłopiec ten miał na imię Milan, jednak od kiedy przeżył półtora roczku, nazwał siebie Mimi i tak już zostało. Przynajmniej w rodzinie i wśród przyjaciół.
W każdym razie, Mimi podniósł Bumbę swoimi pięcioletnimi rączkami, obejrzał go bardzo dokładnie, po czym zaniósł do najbliżej położonych pojemników na odpady, odnalazł ten z napisem plastik i ponieważ nie umiał jeszcze przeczytać wszystkich literek , zajrzał do środka. Upewnił się ,że należy do niego wrzucać plastikowe butelki , powiedział Bumbie „cześć” i zostawił naszego bohatera z innymi plastikowymi butelkami. Bumba nie krył łez wzruszenia i szczęścia, nie wierząc, że jego niesamowita podróż właśnie dobiegła końca. A Mimi? Po prostu zrobił to, co robi się zwykle w takich sytuacjach!


piątek, 11 marca 2016

Edukacja niemowlaka

Witajcie dziś.

Będąc orędowniczką czytania dziecku już od czasu bycia w brzuchu mamy uważam, że nie ma dolnej granicy, od której powinno się zacząć przygodę z literaturą. A co czytać? Wszystko.Co się lubi - na początku, bo malec zaczyna (na szczęście) szybko wiedzieć, czego chce. A częściej, czego nie chce. W każdej dziedzinie życia. Ważne, by mówić spokojnym, łagodnym tonem, użyczając różnych głosów postaciom.
Chciałabym jednak wspomnieć o serii Grupy Wydawniczej Foksal zwanej Książeczkami kontrastowymi. Kategoria wiekowa 6 miesięcy plus.






Seria jest  dobrze znana i lubiana przez najmłodszych. Chyba faktycznie, dzięki kontrastowi bieli i czerni. Pamiętam, jak M. był kwilącym zawiniątkiem, a jego całym światem była reakcja ssanie - cyc... Już wówczas zatrzymywał wzrok jedynie na tekstylnej grzechotce zeberce Lamaze...
Kupiłam więc "Świat dzidziusia" - czarno - białe  obrazki pokazują rówieśnika śpiącego, płaczącego, śmiejącego się i siusiającego... Samo życie. Dziecko szczęśliwe, bo wszystko zna, a w dodatku wszystko ostro widzi. Polecam.

A teraz wyższy stopień edukacji.

Niektórzy rodzice oczekują od książek, że nauczą one czegoś ich latorośle. I słusznie. Choć osobiście wolę te o charakterze nie tak oczywistym. Liczy się bardziej morał, klimat utworu... Niemniej jednak, jestem w posiadaniu dwóch (!) typowych zakamuflowanych poradników w przypadku wystąpienia:
a) problemu z chęcią mycia zębów przez dzieci
b)niechęci do rozstania się z pieluszką.

Oto one:







"Dbam o ząbki" - malutka, twarda, wierszowana. Jest Miś, który ma dziurkę w zębie. Jest lęk przed wizytą u dentysty. Ale na szczęście jest Ola, która rymując namawia kolegę, by usiadł w fotelu. Na końcu zadowolony Miś, który deklaruje systematyczność w myciu ząbków. Proste? Proste. Czy skuteczne wobec opornych? Nie wiem. Można próbować. Nie jest nachalnie.

I "Żegnaj pieluszko" B. Rodik i K. M. Schuld. Bardzo ładne wydanie Debitu. Twarde kartki, piękne ilustracje. I tu  także Miś ...i Misia. Miś nieco krnąbrny, kombinuje jak może, byle nie zmieniać nic w dobrze mu znanej rzeczywistości(z pieluszką). Misia jednak imponuje mu, bo już chodzi do przedszkola.Miś też by chciał... Ale tam jest inny świat (bez pieluszki!). Co zrobi Miś? Czy zwycięży przyzwyczajenie? Czy chęć bycia "dorosłym?". Można się domyślić... Ważne, że nikt nie prawi morałów w stylu"taki duży chłopiec już nie powinien siusiać w pieluszkę...". Tym bardziej, że to tak indywidualna sprawa... Ile dzieci, tyle sposobów odstawiania: od cyca, pieluszki, itd...  Kupiłam tę książkę jako pomoc i zasygnalizowanie synkowi innej możliwości. Zainteresowanie nocnikiem przyszło chyba raczej samo i bez związku. Ale mamy fajną książkę, którą nadal czytujemy i lubimy. Opowiedziana jest ładnym językiem i ślicznie zilustrowana. Wprawne oko może bawić się szukając na obrazkach maleńkich myszek ;)









wtorek, 8 marca 2016

Pierwsze spotkania z książką

Jak już wspomniałam, wzięłam się za pisanie bloga teraz, gdy Mój Synek ma 2,5 roku. Muszę zatem szybciutko nadrobić zaległości i opisać , co było po drodze tak, by opisywać już bieżące pozycje czytelnicze.

Zaczęło się  szybciutko - praktycznie przed porodem czekała już książeczka rossmanowską - tekstylna, piszcząca - polecam. Wytrzymała wiele - zarówno próby rozerwania, jak i rozgryzania. Spełniła swe zadanie. Teraz leży gdzieś na dnie kufra z zabawkami, bo jestem niereformowalnie sentymentalna i nie wyrzucę.

Następnym etapem były wydania grubo- kartonowe, do których nawet teraz powracamy, by powspominać. Tego typu książeczki są generalnie bardzo do siebie podobne - by zainteresowały, muszą mieć wyraźny rysunek oraz prosty tekst. U nas szczególną rolę miały propozycje wydawnictwa Aksjomat, z serii Książeczka Dzidziusia.



Wierszyki szybko zapadły u nas w pamięć i do tej pory wychodząc na spacer i mozolnie ubierając się, mruczymy pod nosem " tupu tupu tupu tupu, gdzie wędrujesz mój maluchu".


Drugim projektem wartym wspomnienia jest seria Obrazki dla Malucha od Olesiejuka. Gdy zastanawiam się teraz, dlaczego jedne  z książeczek cieszą dobrą a opinią, a inne mimo, iż podobne, nie są zbyt znane myślę, że sukces tkwi w serii. Olesiejuk konsekwentnie wydaje w podobnej szacie całą kolekcję. I tak, mamy w serii : ciało, Boże Narodzenie, Pojazdy, Dzikie zwierzęta, Kocięta, Świat w ruchu itd... Aha! Trzeba dodać, że fotografie pokazują rzeczy, osoby i zjawiska  wykonane  z modeliny  przez Christelle Mekdjian, jak mniemam, bardzo zdolną osobę. Na pierwszej stronie dumnie tkwi logo plebiscytu "Najlepszy Produkt" ogłaszanego przez miesięcznik Dziecko. Nie wiem, na ile to wybór dzieci, przypuszczam raczej, iż to rodzice głosują. I dobrze, bo sięgając po serię, nie będzie niespodzianek i żalu z wydanych 8-9 złotych.


Muszę wspomnieć też o Grupie Wydawniczej Foksal, która także wypuściła serię dla najmłodszych. Jest bardzo podobna do Olesiejuka, też Kształty, Pojazdy,  itp. Do kupienia np. w Pepco.








Dla ciut starszych dzieci, także Olesiejuk wypuścił serie : Mały chłopiec, Mały Bohater. My mamy kowboja i traktorzystę. Krótkie wierszykowane historyjki, na odwrocie książeczki oczywiście pokazana cała seria - moje dziecko po każdym czytaniu może sobie przez kilkanaście minut "pozamawiać" u mamy kolejne pozycje... sprytnie, sprytnie... W każdym razie , do polecenia, dobra jakość, pomijając cenę - tu zawsze powyżej 10 złotych; ostatnio widziałam tę serię w Biedronce, nie kupiłam, bo my już wyrośliśmy.







Na koniec seria, w której sporą część weszłam w posiadanie, chodź w zasadzie nie z własnej inicjatywy. Piszę o serii Bajki i Baśnie wydawnictwa Top Graphic. można je nabyć głownie na poczcie, przy okazji odbierania poleconego ; ) I szczerze mówiąc, tak też je oceniam - jako zakup ostatniej chwili, przypadkiem. Do nas bajeczki trafiły właśnie od cioć, babć...Seria jest trzeba dodać, bardzo bogata - klasyka klasyki bajek, a więc i Bracia Grimm, i Andersen... Ilustracje pochodzące spod jednego pędzla. Teksty... hmm... nazwałabym streszczeniami lektur dla najmłodszych. Myślę, że gdyby w przedszkolu obowiązywałyby lektury, to co bardziej leniwym dzieciom ta forma by odpowiadała... Zatem w Czerwonym Kapturku nie znajdziemy kwestii " A dlaczego masz takie wielkie zęby..?!" Będzie po prostu  coś w rodzaju "i wilk połknął babcię".
Niemniej jednak, mimo mojej niezbyt pochlebnej opinii, były czytane,zdecydowanie prym wiódł tu Świniopas, którego do tej pory znam na pamięć;)















Witamy Mamy i Dzieci

Witajcie na moim blogu poświęconemu czytaniu Dzieciom oraz nieśmiałemu pisaniu dla Nich!