Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 marca 2016

Bumba - bajka pro - eko


„Bumba”


Butelka Bumba leżała całą noc i 4 godziny kolejnego dnia na trawniku przy placu zabaw na ulicy Pięknej. „No pięknie”, pomyślał Bumba, ( bo to był on, nie ona, mimo iż TA butelka ) na myśl o kolejnych godzinach wyczekiwania na to, by ktoś pomógł mu wreszcie dołączyć „ do swoich”, czyli do pojemnika na plastik.
Aż tu nagle, całkiem nieoczekiwanie wyrósł mu przed nosem, o ile butelka ma coś takiego jak nos, Pan Radosny. Pan Radosny był mieszkańcem bloku numer 18, mieszkał pod numerem 10 i wbrew temu jak się nazywał, był wiecznie niezadowolony. Mruknął właśnie coś o dzisiejszej młodzieży, podniósł Bumbę i wrzucił do najbliższego kosza na śmieci przymocowanego do lampy ulicznej. Bumbie niezbyt się to spodobało: wolałby leżeć i tulić się wciśnięty w ciepełko innych plastikowych przedmiotów...
A tak, leżał na ogryzku liczącym sobie, sadząc po zapachu co najmniej dwanaście godzin... Ech , życie...
Po jakimś czasie, los Bumby odmienił się , bowiem kosz, w którym leżał, znajdował się w zasięgu ręki, a w zasadzie małej rączki poznającej dopiero świat dwuletniej Marcysi. Ów Marcysia okazała się być dzieckiem szalenie ciekawym świata, a co za tym idzie, łapiącej każdą chwilę. Jak i każdy napotkany przedmiot. I tak, Bumba szedł
wraz z Marcysią i jej mamą przez trawnik, potem chodnikiem do ulicy Śliczniutkiej,
po to, by zostać porzuconym przed sklepem samoobsługowym Mniam. Leżąc tak pod Mniamem, nauczył się na pamięć z leżącej obok gazetki reklamowej całego asortymentu będącego obecnie na promocji w sklepie. Mimo iż nie był specjalnie zainteresowany zakupem trójpaku sardynek za 5, 99 ani szczotki do mycia pleców ( głównie z powodu braku pleców) za jedyne 4,88, zapoznał się z ofertą. Gdy dotarł do działu nabiałowego, ktoś go podniósł i … o, tak! Kierował się do pojemników na śmieci! Tym kimś była niejaka Alojza Niemotyl. Że nie motyl, Bumba stwierdził od razu. Bowiem osóbka ta ważyła z pewnością ponad sto kilo i miała baaaardzo mocny uścisk dłoni. Niestety, Bumba nie wiedział o jeszcze jednej cesze Pani Alojzy – otóż cierpiała ona na lekką nieostrość widzenia. Nie mogła więc dojrzeć , ze wrzuca właśnie Bumbę do butelek, owszem, lecz ze szkła!
Po twardym lądowaniu na opakowaniach po piwie, occie, a nawet na resztkach akwarium , Bumba ocenił swą sytuację na niezbyt ciekawą. Tęsknił za rodziną plastiku
i choć lubił poznawać nowe persony, wolałby już być u siebie.
Szklanym butelkom zrobiło się żal Bumby, chciały mu pomóc. Postanowiły zbudować z własnych „ ciał” wieżę tak,by nasz bohater znalazł się na jej szczycie i w końcu wypadł przez otwór w pojemniku. Tak też , po wielu nieudolnych próbach zrobiły. Wskakiwały jedna na drugą , wybijając niejako Bumbę na górę. I tak, znalazł się on z powrotem
na chodniku. Chwileczkę trwało, zanim ktoś się nim zainteresował. Tym kimś był Lelo, pies sąsiada z parteru. Lelo był kundelkiem i z pewnością miał coś wspólnego
z bassetem, bokserem, jaszczurką, a także , jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało –
z krzakiem jeżyny. Lelo postanowił zapoznać się bliżej z Bumbą; uniósł go do góry trzymając w pyszczku i zaniósł do pobliskiej kałuży. Tu poddał Bumbę operacji mycia,
a potem suszenia, wciąż trzymając między zębami i tarmosząc na wszystkie strony. Następnie, Lelo przekonał się, że Bumba nie nadaje się do spożycia, co najwyżej
do niezbyt skomplikowanej zabawy polegającej na odpychaniu go łapką . Zabawa znudziła się po piętnastu machnięciach i Lelo sobie poszedł. Po czym nadszedł stary Nudziarz. Był to wiekowy kot podwórkowy mieszkający pod chmurką i karmiony przez każdego, czyj tylko wzrok napotkał. A że jego wzrok był wielce wyćwiczony pod kątem wzbudzania w każdym litości, na brak pożywienia Nudziarz nie narzekał. Nudził się za to jak zwykle na podwórku i gdy tylko znalazł pękatą butelkę będącą Bumbą, lekko się ożywił. Przetestował Bumbę i zrozumiał, że : Bumba nie jest drapakiem, Bumba nie jest rybką, Bumba nie jest mleczkiem, Bumba nie jest zepsutym mleczkiem, ani zepsutą rybą. Pochwalił też fakt, iż Bumba nie okazał się być psem, ani Panią Helą z trzeciego piętra, bo ta jakoś nie potrafiła przekonać się do tego najlepszego ze wszystkich gatunków zwierząt - kotów. Po trzech godzinach badań, Nudziarz opuścił Bumbę pod pobliskim dębem, pozostawiając go w otoczeniu mrówek. Co by było mu raźniej. Mrówki jak to mrówki, pracy się nie brzydzą. Zaniosły Bumbę na pleckach w okolice skweru i sobie poszły. Wówczas do środka Bumby wszedł ślimak. Proces wchodzenia trwał około pół godziny i był średnio przyjemny dla Bumby, bowiem bardzo go łaskotał. A nie mógł się podrapać. Ślimak przespał w butelce całą noc i rano rozpoczął dalszą wędrówkę. Bumba pozazdrościł ślimakowi możliwości ruchu, chociażby tak wolnego...
Nazajutrz wiał silny wiatr, szczerze mówiąc spokojnie nazwać można było to zjawisko wichurą. Dla Bumby oznaczało to jedno – podróż. Rozpoczął ją nad ranem, około godziny szóstej, kiedy to pierwszy mocniejszy podmuch sprawił, iż Bumba przefrunął kilkanaście milimetrów nad ziemią. Potem było dużo szybciej i dalej. Bumba leciał przez chodniki, trawniki, klomby, parkingi, staw w parku, place zabaw. Aż dotarł
w okolice wsi Gapcie. Nie kapcie. Gapcie. W tej wsi stała stodoła; jedna z wielu zresztą. W tej stodole, jak to w stodole było całe mnóstwo siana. Bumba potoczył się pod drzwi stodoły, a gdy gospodarz je uchylił, butelka znalazła się w środku. Tu przespała noc,
a nad ranem została załadowana widłami na wóz zaprzęgnięty w konia koloru siwego
o imieniu Rudy. W ten sposób Bumba wrócił do miasta. Całą drogę zastanawiał się, po co komu w mieście siano, lecz nie znalazł odpowiedzi na to pytanie. Po prostu, na skrzyżowaniu, zleciał na dół i na zielonym świetle przetoczył się pod zakład fryzjerski
U Włochatej Lusi. Gdy Lusia otworzyła drzwi, te pchnęły Bumbę dalej aż do koła wózka Pana Zenona Byćmożego. Zenon Byćmoży był grubszym jegomościem
w trudnym do określenia wieku – mógł mieć zarówno lat czterdzieści parę , jak i mieć już praprawnuczęta. Do tego, chyba aby jeszcze bardziej zakamuflować wiek, był dość mocno zarośnięty. Ubranie jego zapewne lata świetności miało za sobą, jak również ostatnie pranie. Pan Zenon zajmował się szeroko pojętym zbieractwem. Wszystkiego. Wszystkiego, co można sprzedać , wymienić lub po prostu podnieść z ziemi. A bywało, że i nie, jak na przykład wtopione w asfalt pięciogroszówki w ilości czterech, znalezione przy moście nad rzeczką. Oczywiście, Pan Zenon podniósł i Bumbę. Nie zastanawiał się specjalnie nad jego przeznaczeniem. Postanowił pomyśleć o tym później. To później miało miejsce na ławce w parku, podczas spożywania kanapki z pomidorem i serkiem Bielutkiem z pobliskiego „spożywczaka”. W głowie szczęśliwego znalazcy kłębiła się cała chmara pomysłów na przyszłość naszej butelki. Pan Zenon wymyślił na przykład,
że Bumba zostanie świecznikiem. Pomysł ten jednak okazał się nietrafiony, ze względu na materiał z jakiego był wytworzony. Mógł się spalić. Powstał zatem plan, by zrobić
z Bumby poidełko dla ptaszków, które Pan Zenon dokarmiał na parapecie okna
w kamienicy, w której mieszkał pod numerem osiemnastym. Do tego jednak potrzebna była specjalna rurka doprowadzająca wodę, a takową Pan Zenon nie dysponował. Mimo bogatego bądź co bądź zbioru rzeczy znalezionych. Ostatecznie stanęło na tym, że Bumba miał posłużyć jako pojemniczek do przechowywania sztucznej szczęki nowego właściciela. Wymagało to jednak, obcięcia części górnej butelki i zabieg ten musiał być przeprowadzony na miejscu, w mieszkaniu. Głównie z powodu braku przy sobie nożyczek. Bumba był oczywiście zaniepokojony swym dalszym losem, przy czym słowo zaniepokojony należałoby pomnożyć razy osiemdziesiąt cztery by nadać mu właściwego koloru.
Szczęśliwie dla Bumby, niezbyt szczęśliwie dla Pana Byćmożego, Bumba wydostał się
z wózka, kiedy to jego właściciel wkładał do niego nową zdobycz w postaci klozetu. Pod jego naporem. Butelka wyskoczyła w górę , po czym upadła na porośniętą mchem małą polankę.
A nad ranem okazało się , że trawnik , na którym Bumba leżał, znajduje się w całkiem niedużej odległości od dworca kolei. Znajdował się też na trasie dworzec – dom Panny Jejusińskiej. Miała ona na imię Róża. Róża Jejusińska. I mieszkała w domu na ulicy Eklera dwanaście. W zasadzie, zajmowała jedynie parter tegoż domu. Na piętrze bowiem, miał swą pracownię bardzo znany w mieście architekt, Pan Poziomica Arkadiusz. Panna Róża, jak już wiadomo, była panną. A to dlatego, że po prostu nie miała czasu na życie uczuciowe, bo każdą inną jego dziedzinę przysłaniały zwierzęta. Były jej pasją. I tak, Panna Jejusińska posiadała: psa rasy jamnik szorstkowłosy
o imieniu Szczota, trzy koty - Miau, Miauu oraz Miauuu, rybki – sztuk sześć, bezimienne; żółwia Espresso, kanarka Kiepurę i królika Zgryza.
Tego dnia, Panna Róża, po zapewnieniu opieki swoim pupilom ( w tym celu wprowadziła się na czas nieobecności właścicielki, sąsiadka, Pani Słodziutka – nie było to jej prawdziwe nazwisko, lecz wszyscy, których znała, byli nazywani przez nią „Słodziutcy” - „No widzisz, Słodziutka/-ki, tak miało padać , a taka dziś piękna pogoda!” więc tak zostało), udała się na dworzec wraz ze Szczotą. Zamierzały odbyć podróż do Karmelkowa, gdzie mieszkała kuzynka Panny Róży. Była to pierwsza tak daleka droga, jaką miała przebyć suczka Panny Róży. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, z którego istnienia zdała sobie nagle sprawę właścicielka psa. Otóż, Szczota nie miała wody do picia! Ale cóż to leży..? Tam – na trawie..? Zaraz, zaraz...
W ten oto sposób, Bumba miał stać się pojemniczkiem na wodę dla jamnika o gryzącej sierści.
Podróż trwała już ponad pół godziny i perspektywa zostania oblizanym przez Szczotę napawała Bombę lekkim obrzydzeniem. Postanowił działać. Ale trudno mówić
o działaniu, gdy ma się pękatą budowę , a w dodatku zero kończyn. Nasz bohater jednak dał szansę wykazać się Szczocie – gdy ta przechodziła między nogami swojej pani - niechcący kopnęła lekko Bumbę, a ten potoczył się spokojnie i niezauważenie, najpierw z przedziału, potem na stacji Koperkowo wprost do wózka widłowego rozwoziciela poczty, dalej do siatki z zakupami Pana Tobiasza Mądrego – emerytowanego hydraulika. Ten, z kolei udał się po drodze do domu do firmy kurierskiej, by nadać paczkę
z przetworami owocowo – warzywnymi do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do Miami, gdzie mieszkał jego syn – Ludwik. I tak Bumba wyleciał lotem numer 456
o godzinie 5 nad ranem w towarzystwie marynowanych patisonów i pigw w cukrze.
Na Florydzie było mu zbyt gorąco i sobie tylko znanym sposobem, został odpalony rakietą z Nasa w kosmos. Latał w tym kosmosie około dwóch tygodni, po czym ekspedycja zakończyła się i Bumba wrócił na ziemię. Tu trafił do rodziny Państwa Smith, którzy byli tak pomysłowi i mili, że uczynili z Bumby wazonik na kwiatki
z ogródka przydomowego. Bumba służył za wazonik kilka dni, po czym córeczka Państwa Smith, Eleonora, postanowiła pobawić się nim w piaskownicy.
Lecąca miotłą nad domkiem czarownica Czesława ze wsi Grympałka, spędzająca wakacje u znajomej wiedźmy Klozety, zauważywszy Bumbę, złapała go w swe szpony
i przywiozła do kraju. Postanowiła, że nałoży Bumbę na kij, by odstraszał szpaki
na działce, którą z lubością uprawiała. Czarownica była jednak dość zaawansowana
w wieku, liczyła sobie wszakże już 4578 wiosen i jej uścisk nie był już tak mocny jak
w młodości. Wypuściła Bumbę z rąk.
Gdy Bumba spoczywał sobie pod rozłożystym klonem podszedł do niego Mimi. Tak naprawdę, chłopiec ten miał na imię Milan, jednak od kiedy przeżył półtora roczku, nazwał siebie Mimi i tak już zostało. Przynajmniej w rodzinie i wśród przyjaciół.
W każdym razie, Mimi podniósł Bumbę swoimi pięcioletnimi rączkami, obejrzał go bardzo dokładnie, po czym zaniósł do najbliżej położonych pojemników na odpady, odnalazł ten z napisem plastik i ponieważ nie umiał jeszcze przeczytać wszystkich literek , zajrzał do środka. Upewnił się ,że należy do niego wrzucać plastikowe butelki , powiedział Bumbie „cześć” i zostawił naszego bohatera z innymi plastikowymi butelkami. Bumba nie krył łez wzruszenia i szczęścia, nie wierząc, że jego niesamowita podróż właśnie dobiegła końca. A Mimi? Po prostu zrobił to, co robi się zwykle w takich sytuacjach!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz